niedziela, 13 września 2015

Różne strony Big Island


Hawaje... okazały się być zupełnie inne niż je sobie wyobrażałam. Co prawda nie udało mi się jak dotąd odwiedzić żadnej innej z wysp archipelagu, dlatego skoncentruję się tylko na Big Island.

Zanim przyjechałam, wydawało mi się, że Hawaje to rajskie plaże, surferzy, tancerki hula i pizza hawajska. Do tego jedynym miastem, o którym istnieniu wiedziałam, było Honolulu. Na tym kończyła się właściwie moja wiedza o Hawajach. To, co zastałam po przyjeździe, oczywiście przeszło moje skromne oczekiwania. Już lotnisko w Kona, największym miasteczku zachodniej strony wyspy, gdzie wylądowałam, zaskoczyło mnie krajobrazem kamienistej pustyni i wilgotnością powietrza, której nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Moje ciało przeżyło szok klimatyczny.

Było dla mnie dużym zaskoczeniem, gdy odkryłam, że Big Island, mimo niewielkich rozmiarów, to jedno z najbardziej zróżnicowanych klimatycznie miejsc na Ziemi. Są tu tropikalne lasy deszczowe, skaliste pustynie, (a właściwie połacie skały lawowej, czy jak to się tam nazywa) trawiaste wzgórza i tętniące życiem doliny. Są też oczywiście i plaże. Z piaskiem w kolorach tęczy! Żartuję, najczęściej tutejsze plaże nie mają piasku w ogóle, a żeby dostać się do wody, należy przespacerować się po porowatych skałach, czy kamieniach. Jeśli chodzi o piasek to bywa biały, czarny a nawet zielony. (Chociaż z tym zielonym to kwestia trochę przereklamowana.) W każdym razie Big Island posiada wiele naprawdę malowniczych miejsc.

Widok na dolinę Waipi'o

Domy na lawie, Kalapana

Sawanny Ka'u, gdzieś na południu wyspy (Brakuje tylko słoni i gepardów, prawda?)

Palmy kokosowe i suchy krajobraz Kony, zachodnia strona wyspy

Skalista pustynia w Ka'u

Wysokie klify South Point, najbardziej wysuniętego na południe punktu wyspy

Jedna z wielu plaż w Hilo


Suchy i gorący klimat zachodniej strony wyspy kontrastuje z wiecznie obfitującą w deszcze stroną nawietrzną. Hilo, miasto odległe o kilka mil od miejsca, gdzie mieszkam, jest określane najmokrzejszym miastem Ameryki. W moim regionie pada niemal codziennie! Wszędzie wokół bujna roślinność, wszystko rośnie, wszystko kwitnie. Natomiast im dalej w głąb lądu, tym klimat bardziej surowy. No tak, mamy tu przecież i wulkany - Mauna Kea i Mauna Loa, czyli najwyższe góry świata (licząc od podstawy znajdującej się pod poziomem morza). Dosyć często na ich szczytach osadza się śnieg. Oprócz tych dwóch wulkanów mamy jeszcze trzy inne, w tym jeden bardzo aktywny - Kilauea - której erupcja trwa od przeszło 30 lat. Od czasu do czasu zdarzają się również wyczuwalne trzęsienia ziemi.

Mauna Kea

Mauna Loa

Wulkany są super. Przyznam, że zawsze coś mnie do nich ciągnęło. Jednak to, co najbardziej zachwyciło mnie w tej wyspie, to jej wschodnie wybrzeże. Obecność gleby (o którą trudno w innych częściach wyspy), dostatek deszczu i ciepły klimat, tworzą idealne warunki dla wszelkiego rodzaju tropikalnych roślin. Kokosy, banany i inne tropikalne owoce to jest to! Właśnie tutaj na Hawajach zaczęła się moja przygoda z rzeczami, o których wcześniej nie miałam pojęcia - tropikalnymi roślinami, ogrodnictwem (tu pozwolę sobie rzucić kilkoma pojęciami), ekologicznym rolnictwem, permakulturą i agroleśnictwem, innymi słowy hodowaniem własnego jedzenia, dążeniem do bycia bardziej samowystarczalnym i przyjaznym środowisku. Hawaje to idealne miejsce do praktykowania wszystkich tych idei. Ale to temat na oddzielny post.

Jak więc widać Big Island to wyspa bardzo zróżnicowana. Tego samego dnia można spędzić czas nurkując z delfinami w ciepłych wodach Pacyfiku, lub przedzierając się przez tropikalną dżunglę, jak również doświadczyć zamieci śnieżnej na szczycie Mauna Kea. Ja jednak najbardziej lubię po prostu pracować w ogrodzie, patrzeć jak wszystko rośnie, cieszyć się niekończącym się latem...

1 komentarz: