niedziela, 20 września 2015

Mój pierwszy ogród

Rok temu ja i mój mąż założyliśmy ogród. Nasz pierwszy, sekretny ogród.
Na niewielkim skrawku ziemi, o którą nikt się nie troszczył, gęsto zarośniętej chwastami, tuż obok naszego domu. Pracowaliśmy ciężko, by krok po kroku oczyścić teren z chwastów - paproci, inwazyjnych drzew, traw. Potem kopaliśmy, w gliniastej, ciężkiej ziemi, kawałek po kawałku, robiąc miejsce dla nowych roślin. Najpierw posadziliśmy dynie, które szybko wspięły się na zbudowane przez nas stosy gałęzi i chrustu. Potem kurkumę, jedną z łatwiejszych w uprawie, drogocenną przyprawę o leczniczych właściwościach. Dla zabawy daliśmy szansę kilku jednorocznym - rzodkiewkom, marchewkom, burakom liściowym, jarmużowi, gryce. Gryka sprawiła wielką radość pszczołom, które, gdy tylko zakwitła, codziennie krążyły wokół białych kwiatów. Wreszcie przyszła kolej na taro - być może najważniejsze hawajskie warzywo. Gdzie tylko się dało posadziliśmy strączkowe - groszek, fasolę i soczewicę, oraz kilka rodzajów tropikalnych bylin. Tu i ówdzie wetknęliśmy papaje. Spróbowaliśmy sorgo i okrę. Szczególnie ptaki cieszyły się z sorgo, podkradając nieco, kiedy nadeszła pora zbioru. Wreszcie zrobiliśmy dość miejsca dla kilku bananów. Te rosły najszybciej ze wszystkich. Znalazło się też miejsce dla ziół - ośmiu rodzajów bazylii, trawy cytrynowej, papryczek czili... I mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Ogród wciąż się rozrasta. 

Kwiecień 2014, przed rozpoczęciem prac

Ogród obecnie. Ściana bananowców, taro, papaja...

Kwiecień 2014

Lato 2015. Od lewej: sorgo, taro, jarmuż, bazylia, sałata, papaja.

Początki jednak nie były łatwe.
Pamiętam, kiedy pierwszy raz próbowałam wbić łopatę w ziemię. To było tuż po tym, jak przyjechałam na Hawaje. Uderzyła jak o skałę, chociaż wokół nie było żadnych kamieni. Pamiętam, kiedy pierwszy raz wzięłam do ręki "o'o bar", długi, metalowy drążek do kopania, który ledwie byłam w stanie unieść. Albo kiedy po raz pierwszy pieliłam wainaku - być może najgorszy chwast na świecie, trawę, która sieje postrach wśród ludzi - pociągnęłam za łodygi, próbując wyrwać je z ziemi, te jednak złamały się, zostawiając korzenie jakieś 20 cm pod ziemią. Jedynym sposobem eradykacji wainaku okazało się być przekopanie całego terenu i pozbycie się każdego kawałeczka kłącza, a to oznaczało wiele godzin (dni!) pracy. Wtedy zrozumiałam, że będzie trudno...

Nie zniechęciło mnie to jednak do ogrodnictwa. Miesiące fizycznej pracy, nie tylko w ogrodzie, uczyniły mnie silniejszą i (zapewne) zdrowszą. Udało mi się zrzucić parę kilogramów, wyrobić kilka mięśni, zwiększyć swoją wytrzymałość. Być może też udało mi się odnaleźć spokój, którego nie dało mi życie jako uczeń, czy student, życie w mieście.
Rosła też moja miłość i szacunek do "aina" - po hawajsku "ziemia", bo wreszcie zrozumiałam, jak bardzo zależni od niej jesteśmy, jak ważna powinna być dla każdego z nas. To z niej bierze się w końcu nasze jedzenie.

Z wieloma roślinami, które przyszło mi uprawiać w ogródku nie miałam nigdy wcześniej styczności. W tropikalnym klimacie dosyć łatwo jest hodować rośliny z klimatu umiarkowanego, jednak nie wszystkie. Pomidory nie dały rady ciągłym deszczom, groszek zielony wolałby mieć dłuższe dni... Ale tak czy inaczej udało nam się zebrać całkiem zróżnicowany plon.

burak liściowy

gorzki melon

sorgo

nasz pierwszy kwitnący banan

dynia "kabocha"


rzadko spotykane solanum aethiopicum

fasola "różowa zebra"

okra

Nigdy nie przypuszczałam, że tyle radości może dawać praca z ziemią. Sadzenie roślin, obserwowanie jak rosną i dokonywanie zbioru. Nie wspominając o samej konsumpcji tego, co się wyhodowało! Natura potrafi być bardzo hojna, jeśli tylko dasz jej szansę, poświęcisz odrobinę uwagi i zastanowisz się jak właściwie działa. Mój ogród nie przypomina uporządkowanych, wypielęgnowanych ogródków domowych, gdzie każde źdźbło trawy czy chwast jest pod kontrolą, a raczej dzikie zarośla z masą jadalnych roślin. Wbrew pozorom nasz ogród jest niezwykle produktywny, a co najważniejsze, troszczy się praktycznie sam o siebie.

od lewej: trawa cytrynowa, taro, bazylia, okra

kurkuma i różne zieleniny

dynie i fasola rosnące z bananami

W ciągu roku ogród przechodził wiele transformacji. Roślin przybywało i ubywało. Mieliśmy swoje porażki - kilka roślin nie dało rady tropikalnemu klimatowi, inne rosły tak bardzo, że przejęły znaczące obszary ogrodu, przez co musiały zostać ujarzmione. Na początku kosztowała nas sporo wysiłku walka z chwastami. Ale tylko wysiłku! Sam ogród nie kosztował nas praktycznie ani centa a w zamian za nasz wysiłek fizyczny otrzymaliśmy bezcenne jedzenie, wyhodowane w zdrowy, naturalny sposób. A ile radości i satysfakcji! 

liść dyni

Kardynał na łodydze sorgo. Częsty gość w ogrodzie. 

Kocham mój ogródek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz